Artur Rumpel
msza.net
Przekrój ignorancji 26.07.2007

Po ogłoszeniu przez Ojca Świętego Benedykta XVI Motu Proprio uwalniającego Mszę Trydencką przez prasę przelała sie fala publikacji na ten temat. Nie ma chyba w naszym kraju dziennika, ani tygodnika, który by o tym nie pisał. Większość tych tekstów zawierała mniejsze lub większe błędy, zwłaszcza w charakterystyce starej Mszy. Trzeba jednak polskim dziennikarzom przyznać, że dokument papieski interpretowali zazwyczaj poprawnie. Z jednym wszelako niechlubnym wyjątkiem. Zacny niegdyś tygodnik Przekrój opublikował tekst Po łacinie dla chętnych podpisany jedynie trzema literami LUC, który zawiera więcej błędów niż zdań. Często bowiem ma po dwa grube błędy w zdaniu. Takie curiosum zasługuje na przytoczenie w całości, żeby dziennikarze wiedzieli jak nie należy pisać. Oto on:

Benedykt XVI zezwolił na odprawianie mszy świętej według rytu trydenckiego. Ten gest pozwoli Kościołowi odzyskać 300 tysięcy wiernych.

Już za dwa miesiące katolicy mogą przeżyć szok podczas niedzielnej mszy świętej. Ksiądz może przez całą mszę stać odwrócony do nich plecami i odprawić całe nabożeństwo w niezrozumiałej łacinie. Może, ale nie musi i raczej nie odprawi mszy trydenckiej - przeciętny ksiądz za słabo zna łacinę , poza tym trudno wyobrazić sobie skuteczniejszy sposób na przepędzenie wiernych. Msza w rycie trydenckim została zakazana po reformach Soboru Watykańskiego II. Na jej odprawianie za zgodą biskupa zgodził się Jan Pawe ł II. Teraz Benedykt XVI, który jest krytycznie nastawiony do wszelkich nowinek w Kościele, zezwolił wszystkim księżom na odprawianie mszy trydenckiej.

Krytycy twierdzą , że to odwrót od nauczania posoborowego. Odejście od łaciny i celebry przodem do ołtarza miało zbliżyć wiernych do liturgii nie tylko przez używanie języków narodowych, ale także przez dialog między księdzem i wiernymi. Znawcy Kościoła uspokajają jednak, że decyzja papieża niewiele zmieni, a księża nie zaczną masowo odprawiać mszy po ł acinie, również dlatego, że znają ją zbyt słabo. Cel tej decyzji jest kościelno-polityczny.

Przywrócenie rytu trydenckiego to gest w stronę Bractwa Świętego Piusa X, czyli lefebrystów, którzy wystąpili z Kościoła w proteście przeciw reformom Soboru Watykańskiego II. Przywrócenie rytu trydenckiego ma skłonić 300-tysięczne bractwo do powrotu na łono Kościoła powszechnego.

Wszystkich jego błędów wymieniać nie będę , ograniczę się do najpoważniejszych.

Ksiądz może przez całą mszę stać odwrócony do nich plecami i odprawić całe nabożeństwo w niezrozumiałej ł acinie.

W rzeczywistości we Mszy Trydenckiej ksiądz wielokrotnie odwraca się w kierunku wiernych, a czytania i kazanie zazwyczaj są w językach narodowych. Do tego dochodzą wyjątki, takie jak odprawiana w Chorwacji i w mniejszym zakresie w Czechach Msza Głagolicka odprawiana w języku starocerkiewnosłowiańskim. Nie mówię już o tym, że w kulturze europejskiej tylko dla totalnego nieuka łacina jest całkowicie niezrozumiała.

Może, ale nie musi i raczej nie odprawi mszy trydenckiej - przeciętny ksiądz za słabo zna łacinę , poza tym trudno wyobrazić sobie skuteczniejszy sposób na przepędzenie wiernych.

Do odprawienia Mszy Trydenckiej nie trzeba biegle znać łaciny, wystarczy znać łacińską wymowę i płynnie czytać w tym języku, a przeciętny ksiądz może się tego sposobu odprawiania nauczyć w kilka dni. Co do przepędzenia wiernych to sprawa jest bardziej skomplikowana. Po blisko czterech dekadach od reformy liturgicznej na pewno wiele osób jest przywiązanych do nowej formy rytu. Myślę że właśnie ze względu na takie osoby i ich duchowe dobro, Ojciec Święty nie zezwolił na odprawianie w starej formie rytu wszystkich Mszy niedzielnych w normalnej parafii i ograniczył liczbę tych celebracji w dni niedzielne i świąteczne do jednej. Nie mniejsza jest jednak grupa tych, dla których Msza Trydencka jest z różnych względów atrakcyjna i ci będą wybierać kościoły i parafie, w których będzie sprawowana. Chodzi tu nie tylko o tradycjonalistów, których jest na świecie kilka milionów, i dla których motywacja tego wyboru będzie ściśle religijna, ale także o wielokrotnie większą rzeszę estetów, którzy wybiorą Starą Mszę bo jest ona dużo piękniejsza, zwłaszcza jeśli towarzyszy jej chorał gregoriański. Największa zaś będzie grupa tych, którym sprawa rytu i łaciny jest kompletnie obojętna „ byle tylko kazanie było po polsku".

Msza w rycie trydenckim została zakazana po reformach Soboru Watykańskiego II.

Msza Trydencka nigdy nie została zakazana, co potwierdził Ojciec Święty w tekście Motu Proprio. Jej faktyczne odsunięcie nie było też skutkiem reform Soboru Watykańskiego II, który zalecał zachowanie starej liturgii z kosmetycznymi tylko zmianami (upowszechnienie czytań w językach narodowych i wprowadzenie Modlitwy Wiernych) i języka łacińskiego jako dominującego, ale suwerennej decyzji Papieża Pawła VI z 1969. On to wprowadził nową liturgię , stworzoną od podstaw przez zespół ekspertów pod kierunkiem abp. Hannibala Bugniniego. Wbrew powszechnemu mniemaniu reforma ta nie ma bezpośrednich związków z Soborem.

Przywrócenie rytu trydenckiego to gest w stronę Bractwa Świętego Piusa X, czyli lefebrystów, którzy wystąpili z Kościoła w proteście przeciw reformom Soboru Watykańskiego II. Przywrócenie rytu trydenckiego ma skłonić 300-tysięczne bractwo do powrotu na łono Kościoła powszechnego.

Wiele wskazuje na to, że Ojcu Świętemu przyświecały dużo szersze motywacje niż tylko gest w kierunku FSSPX. Chodzi przede wszystkim o ubogacenie wielkich rzesz wiernych skarbami starej liturgii. Bractwo oczywiście nie wystąpiło z Kościoła. Trwa jedynie w stanie pewnego nieposłuszeństwa wobec Papieża, ale ten stan nie wyczerpuje znamion schizmy. Nie jest też trzystutysięczne. Liczy około pięciuset kapłanów i to oni, wraz z mniej licznymi klerykami i braćmi zakonnymi są w sensie ścisłym jego członkami. Zaś liczba wiernych świeckich współpracujących z Bractwem waha się między 500 tys. a milionem dusz.

Przekrój nie tylko za czasów krakowskich, ale nawet za rządów redaktora Najsztuba był tygodnikiem opinii skierowanym do lepiej wykształconego, a w związku z tym bardziej wymagającego czytelnika niż jego bezpośredni konkurenci. Niestety od kilku lat to się zmienia. Pismo ewoluuje w stronę kolorowych tygodników typu Życie na gorąco, w których zdjęcia i sensacyjny temat s ą ważniejsze od dobrze napisanego tekstu. Takie bowiem produkcje dziennikarskie jak powyższa urągają wszelkim zasadom sztuki publicystycznej. Nie wymagam od dziennikarzy niespecjalistycznej prasy wiedzy liturgicznej. Jednak przeczytać ze zrozumieniem tekst dokumentu o którym pisze, każdy autor powinien. Jeśli dziennikarze Przekroju nie powrócą do rzetelnego i starannego pisania, to pismo to całkiem zejdzie na psy, albo, jak sami lubią to określać stanie się podupadłe.

do góry